Tak, wiem. Dokarmianie ptaków – czy to zimą, czy nie – to temat kontrowersyjny i budzący skrajne emocje ptasiarzy i antyptasiarzy. My jednak jesteśmy za rozsądnym dokarmianiem i raczej poglądów nie zmienimy. Gdy zaczęły się mrozy, mąż zarządził otwarcie ptasiej stołówki. Niedawno dowiedziałam się stąd, że w sumie należałoby rozpocząć dokarmianie wcześniej, żeby ptaki łatwiej zbudowały tkankę tłuszczową przed zimą – ale w tym roku nadeszła ona późno i w międzyczasie środowisko zapewniło sporo pożywienia.
Poszliśmy na rekord: obwiesiliśmy naszą morelę niby choinkę. Cztery karmniki „automatyczne” z Lidla (acz uzupełnione nie po brzegi), „łańcuch” z kul tłuszczowych na przemian z orzechami – tak, wiem, że ptaki mogą się zaplątać w siateczkę; będziemy myśleli nad innym rozwiązaniem – i jeszcze połeć słoniny, starannie przywiązany sznurkiem do gałęzi. Co do tej słoniny, oficjalnie jest ona przeznaczona dla sikorek, ale już przy jej zakupie myślałam ciepło o krukowatych.
Słonina zajęła przyczółek jako pierwsza. Jeszcze szykowaliśmy karmniki w domowym cieple, popatrując kontrolnie przez okno, gdy – po niespełna półgodzinie – spostrzegliśmy, że ponętnym kawałem tłuszczu zainteresowała się kawka. Ale nie tylko ona. Ponad skubiącą słoninę kawką, zachowując bezpieczny dystans kilku gałęzi, siedział gawron, z wielkim zainteresowaniem przyglądając się poczynaniom mniejszej towarzyszki. Wyglądało to przekomicznie. Nie zdecydował się jednak dołączyć do uczty. Podobnie mewy śmieszki, patrolujące okolicę.
Ptactwo dość szybko przywykło do nowej jadłodajni. Nie ma wprawdzie tłumów, ale odzwiedziny są częste. Największym powodzeniem cieszą się karmniki z ziarnami – wśród sikorek. Ku mojej radości pojawiło się więcej modraszek niż w zeszłym roku, kiedy widziałam głównie bogatki i mazurki. Sikoreczki znalazły sobie dobrą metę: porywają ziarenko czy pestkę słonecznika i uciekają na drugą stronę płotu, przycupnąć na gałązkach rosnących tam krzewów, by w ich gęstwinie spokojnie spożyć zdobycz. Pewnego razu widziałam modraszkę, która zabawiła dłużej, wczepiona z tluszczową pyzę, za każdym dziobnięciem czy dwoma popatrując czujnie w tę stronę, z której nie chronił jej pień moreli. Nie miałam jednak do tej pory czasu na bardziej systematyczne obserwacje ptasich poczynań – nawet nie było kiedy umyć okna, byśmy mogli rozstawić przy nim statyw z aparatem. Na to przyjdzie czas, gdy zaczną się ferie.
Mimo wszystko dziś rano zdecydowałam się szybko chwycić aparat i zrobić choć parę zdjęć dokumentacyjnych, nawet przez tę nieszczęsną brudną szybę – tak wdzięczny był bowiem widok dwóch kawek, raczących się słoniną, która wychynęła spod niedawno spadłego śniegu. Okazało się zresztą, że nie były jej jedynymi amatorkami, gdyż po chwili ich miejsce zajęła sroka. Powszedni to goście; nie przylatują do nas dzięcioły, czeczotki czy grubodzioby. Ale i tak wspaniale jest widzieć te poczciwe, swojskie, dziobate dusze.
PS Ten drąg po prawej stronie pnia to… Kosa! Wisi tam od tylu lat, że jakoś nie mamy serca jej zdejmować 😀
Widzę, że ptaki mają u Ciebie niezłą wyżerkę!
Serdeczne dzięki za podlinkowanie, cieszę się, że mój artykuł się przydał. 🙂
P.S. Na mojego bloga niedawno wjechał tekst z propozycjami różnych karmników – znajdziesz tam również rozwiązania na kule tłuszczowe, może coś Ci wpadnie w oko. 🙂
Zuza
Dzięki 🙂 Właśnie powiesiliśmy jeden z takich „bezpiecznych” karmników, choć najprostszy…
Widzę, że ptaki mają u Ciebie niezłą wyżerkę!
Serdeczne dzięki za podlinkowanie, cieszę się, że mój artykuł się przydał. 🙂
P.S. Na mojego bloga niedawno wjechał tekst z propozycjami różnych karmników – znajdziesz tam również rozwiązania na kule tłuszczowe, może coś Ci wpadnie w oko. 🙂
Dzięki 🙂 Właśnie powiesiliśmy jeden z takich „bezpiecznych” karmników, choć najprostszy…